sobota, 6 czerwca 2015

SHADOW #Prolog (Eric)

10 lat później…


            Drzwi otworzyły się z głośnym zgrzytem, który przerwał moją chwilę zadumy i natychmiast uciszył kłócących się wokół mnie mężczyzn. Wyprostowałem się z niezadowoleniem na swoim krześle i przeniosłem wzrok na wchodzące do pomieszczenia osobistości.
Pierwsza kroczyła jak zawsze dumna kanclerz Republiki Zachodniej, a tuż za nią chciwy i władczy prezydent Republiki Wschodniej. Kobieta o wyjątkowo silnej posturze przetrząsnęła wzrokiem pomieszczenie i kiwnęła głową do swojego przyjaciela Przewodniczącego Rady Zachodniej – Stephena Glocknera, który momentalnie oderwał się od stada swoich współpracowników i podszedł do zniecierpliwionej pani kanclerz. Uścisnęli sobie ręce, po czym prezydent Republiki Wschodniej wskazał swoją dłonią miejsca, które powinni zająć.
Wszyscy obecni jak jeden mąż usiedli na swoich miejscach. Usłyszałem za swoimi plecami krótkie pyknięcie zmieszane z szumem przesuwanych krzeseł, które sprawiło, że lekko drgnąłem.
Coś jest nie tak…
Rozejrzałem się. Co każde dwa metry okrągłego pomieszczenia o dość znacznej średnicy ustawieni byli ochroniarze pochodzący jedynie z Republiki Wschodniej. Zafascynowany popatrzyłem na zebranych i zdałem sobie sprawę, że ponad połowa obecnych to najważniejsi politycy z Koalicji Państw Sprzymierzonych.
Na wszelki wypadek jednym powolnym ruchem wygiąłem lufę pistoletu trzymanego przez  stojącego za moimi plecami nieświadomego ochroniarza. Nie miałem ochoty się stamtąd ruszać, bo wiedziałem że zapowiada się niezła zabawa.
Jest rok 2015. Od roku w Republice Wschodniej trwają konflikty na tle politycznym o ziemie wchodzące w skład Ukaru. Leży on tuż przy południowo zachodniej granicy Republiki Wschodniej, która ubiega się o prawo do przyłączenia do siebie tych terenów. Niestety konflikty zbrojne rozciągnęły się na tereny państw sąsiednich co spowodowało niezadowolenie wśród władców owych państw. Należały one do Koalicji Państw Sprzymierzonych, które postanowiły zacząć działać.
Przeniosłem wzrok na główną trójkę dyplomatyczną.
- Panie i panowie. Dziś nastał rewolucyjny dzień w dziejach naszego świata. – zaczęła Panna Moler. – Za chwilę na waszych oczach podpiszemy kontrakt zaprowadzający wieczysty pokój po wielu latach odwiecznych sprzeczek pomiędzy krajami Eropu. – w sali rozległy się głośne oklaski, które ucichły gdy uniosła swoją chudą rękę – W swojej dłoni trzymam dokument, który zmieni on na zawsze funkcjonowanie Koalicji Państw Sprzymierzonych. Republika Wschodnia podpisaniem niniejszego dokumentu dołącza się do koalicji i zaprzestaje kolejnych ataków na Ukar. – potrząsnęła plikiem zszytych ze sobą kartek. – Tak więc, panie prezydencie…
Położyła dokument na stoliku przed swoim towarzyszem uśmiechając się mechanicznie. Mężczyzna wziął go do rąk, położył przed sobą i jednym płynnym ruchem przesunął piórem po miejscu gdzie miał spocząć podpis obydwu stron. Kiedy dokument powrócił do panny Moler, przyjrzała się ona podpisowi po czym sama złożyła obok niego swój własny. W ten oto sposób umowa została zawarta.
Wszyscy wstali, aby klaskaniem na stojąco wyrazić swoją radość. Po sali przechodziły okrzyki zachwytu i niewątpliwie ulgi.
Powstali ludzie całkowicie zasłonili mi działania osób na podeście, więc niechętnie wstałem. Bocznymi schodkami zacząłem schodzić w dół, bo miałem wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Odwróciłem głowę i zobaczyłem idącego za mną żołnierza. Momentalnie wiedziałem, że muszę stamtąd wyjść. Wpatrzony w schody przepchałem się na sam dół, az pod podest. Po kilku moich krokach w sali rozległ się głuchy strzał, który uciszył momentalnie zebranych i wprawił ich szok. Przystanąłem i uniosłem głowę. Przedostałem się do pierwszego rzędu i zobaczyłem pannę Moler leżącą na ziemi w kałuży krwi z szeroko otwartymi oczami. Obok niej prezydent RW uśmiechał się szyderczo, wycierając swój brudny od krwi policzek.  
- Podpisaniem tego dokumentu kanclerz wyraziła pełną zgodę na przekazanie władzy nad KPS w moje ręce. – powiedział pozbywając się rozbryzganej cieczy. – Niewątpliwie sama nie przeczytała dokładnie całej umowy, którą zawarliśmy. – dodał, po czym na jego twarzy pojawił się drwiący uśmiech.
Stojący w sali żołnierze unieśli ręce z bonią do góry. Każda lufa skierowana była prosto w serce jednego ważnych urzędników pochodzących z państw KPS.
Trzeba się zbierać, stwierdziłem i ruszyłem w stronę drzwi, starając się nie zwracać na siebie uwagi. Żołnierze niestety zagrodzili mi przejście.
- Nikt stąd nie wyjdzie. – powiedział Runij, dzięki czemu uwaga zebranych zwróciła się w moją stronę. – No oczywiście oprócz mnie. - schował broń do kieszeni swojej marynarki.
Momentalnie zapanował chaos. Ludzie zaczęli pchać się jak zwierzęta w stronę drzwi, próbując znaleźć się poza zasięgiem wystrzeliwanych przez ochroniarzy kul. 
Uniosłem ręce do góry i zmieniłem lot wystrzelonych w moim kierunku pocisków. Uderzyły one w ciała atakujących żołnierzy zostawiając po sobie tunele wypełniające się szybko krwią. Nie zastanawiając się długo otworzyłem drzwi i ruszyłem spokojnie w stronę wyjścia, machając dłonią w powietrzu tak by odpędzić od siebie nadlatujące naboje.
Gdy wyszedłem z budynku zobaczyłem grupę ponad 40 uzbrojonych ludzi.
Szanse na moją cichą ucieczkę znacznie spadły, więc postanowiłem grać na czas. Miałem nadzieję, że Mystique za niedługo mnie stamtąd zabierze.
- Cholera. – powiedziałem pod nosem, kiedy w moją pierś skierowano wszystkie wyloty broni. – Panowie, po co tak się od razu do siebie zrażać? – zapytałem.
Poprawiłem swój czarny płaszcz.
- Witam panie Lensheer. – usłyszałem za sobą głos pana prezydenta.
Odwróciłem się. Patrzyłem na niego spod szkieł okularów przeciwsłonecznych i ze sztucznym zaskoczeniem odparłem:
- O-o. Pan prezydent. – uśmiechnąłem się do niego jakbym był w dobrym humorze.
Stał on sztywno w granatowym garniturze ozdobionym kilkoma medalami na prawej piersi, opierając się o futrynę drzwi głównych.
 - Nie sądziłem, że kiedyś pana znowu zobaczę. Nie twierdzę również, że jestem rad z tego spotkania. – dodał.
- Ja również. – powiedziałem i machnąłem delikatnie ręką, aby przekręcić lufy pistoletów otaczającej mnie gromady. Na szczęście, żaden z obecnych nie zdołał tego dostrzec.
Był to najlepszy sposób działania przed wystrzeleniem z broni. A w tamtym momencie było mi to niezwykle na rękę, gdyż nie zważając na to w jakiej pozycji stał żołnierz, jego broń skierowana była w stronę Runija. Tak dla zabawy.
- Niestety musisz wiedzieć… czas mnie nagli, będę musiał już lecieć. – powiedziałem i odwróciłem się, jednak strażnicy zagęścili się momentalnie w tamtym miejscu.
Westnąłem i spojrzałem przez swoje ramię.
- Czy mógłbyś z łaski swojej powiedzieć tym niezwykle sympatycznym panom, żeby pozwolili mi przejść? – zapytałem.
- Niestety muszę ci zmartwić. Jak sam widzisz wszystko się zmieniło. Gdyby po świecie rozeszła się wieść, że zabiłem pannę Moler naraziłbym się na zniesławienie. – włożył rękę do kieszeni garnituru. – Niestety nie mogę pozwolić na taką kolej rzeczy, więc jestem zmuszony do pozbycia się wszystkich światków tej zbrodni.
- Kurcze, gruba sprawa. Możesz być spokojny. Nikomu nie powiem. – uśmiechnąłem się przekonywująco.
Nastała chwila ciszy, którą przerwał nagle szum wywołany szybującym w naszą stronę samolotem. Zauważyłem w kabinie pilota połyskującą na niebiesko skórę Mystique, dzięki czemu byłem pewny, że jest to mój transport.
- Panie prezydencie…drodzy panowie… do zobaczenia. – powiedziałem i uśmiechnąłem się.
Szybkim ruchem oderwałem kawałek metalowego dachu rezydencji. Wskoczyłem na niego przez co nagle rozległa się seria morderczych strzałów w moim kierunku. Szybko skierowałem płytę w stronę nadlatującego pojazdu. Wiedziałem, że nie uda mi się osiągnąć tak imponującej prędkości, więc wziąłem minimalny rozbieg i rzuciłem się prosto na wiszącą bezwładnie drabinkę.
Moje palce zacisnęły się na grubym sznurze, a stopy oparły o zrobione z niego stopnie. Szybko wspiąłem się na górę i podciągnąłem na rękach, aby dostać się do pomieszczenia wewnętrznego przez klapę w podłodze.
Stanąłem na srebrnej i twardej podłodze czując się dumny z właśnie zyskanego nowego wroga. Trzasnąłem głośno klapą i podszedłem do stojącego niedaleko stolika i dwóch siedzeń. Rozparłem się wygodnie, zaplotłem ręce na piersi i wyjrzałem za okno po drugiej stronie nie szerokiego pomieszczenia.
- Czego się dowiedziałeś? – zapytał zdezorientowany Pyro, który bawił się małym płomyczkiem wytworzonym przez zapalniczkę.
Jak na zawołanie Mystique włączyła autopilota i stanęła w drzwiach do kabiny pilota. Blob i White Queen przerwali swoja kolejną rundkę pokera, aby usłyszeć co mam do powiedzenia.
- Mamy wojnę. – oznajmiłem nie odrywając wzroku od okna.  

=>

Witam wszystkich po mojej długiej nieobecności. Powracam po przerwie z dalszą częścią opowiadania Shadow. Niestety przez egzaminy oraz nadchodzące zakończenie roku nadal posiadam mniej czasu niż bym chciała, więc ta część jest znacznie krótsza niż ostatnia.
Mam nadzieję, że nie podchodzicie do niego negatywnie tylko dlatego, że jest to fanfiction. Od wielu lat jestem wielką fanką X-Mena i nie mogłam się powstrzymać przed umieszczeniem w tym świecie jednego mojego bohatera. Jak widzicie opowiadanie nie będzie prowadzone tylko z perspektywy Clary. Eric to oczywiście bohater nie stworzony przeze mnie, więc nie powinnam ingerować w jego myśli, ale osoba, która wprowadzi nas w akcję musi mieć o niej jakieś pojęcie, a innego bohatera na tym miejscu sobie nie wyobrażam.  Pozdrawiam :*